Zapiskowicz Zapiskowicz
658
BLOG

Matura, kultura, gaokao i kung-fu panda

Zapiskowicz Zapiskowicz Kultura Obserwuj notkę 1

Nasi maturzyści mają już zmagania zapewne za sobą (przynajmniej większość z nich) tymczasem dzisiaj w Chinach rozpoczęły się zmagania chińskich maturzystów z tutejszą wersją egzaminu maturalnego, czyli z gaokao.

Egzaminowi temu poświęciłem dwa lata temu obszerny wpis, więc tych Czytelników, którzy nie mieli okazji przeczytać – zapraszam TUTAJ

Tegoroczny egzamin wypadł zaraz po święcie Smoczych Łodzi, któremu to świętu poświęciłem swego czasu WPIS.

—–

Dzisiaj zaś, z racji na ciszę i spokój na chinskich ulicach (szczególnie tych położonych w pobliżu szkół) wpis związany z kulturą popularną, ale i z tą wyższą (cisza i spokój sprzyjają takim rozważaniom)

Kto oglądał sympatyczny film animowany o adepcie kung-fu, niejakiej pandzie Po? Film z roku 2008 odniósł w Chinach (nie tylko) oszałamiający sukces kasowy (w Chinach zarobił ponad 180 milionów RMB – ponad 75 milionów PLN). Nic więc dziwnego, że pojawił się kolejny film z Pandą Po. W Chinach premiera drugiego z serii filmu przypadła na Święto Dziecka (obchodzone, tak jak u nas, 1 czerwca), nic więc dziwnego, że kina zapełniły się rodzicami z dziećmi. Pytanie, kto lepiej się bawił na – tym razem trójwymiarowej – produkcji, pozostawię bez odpowiedzi.

Co interesujące, o ile film zdobył rzesze chińskich wielbicieli, to zdobył też grono zagorzałych przeciwników. Argumenty przeciwników są takie – Holywood wyczuło, gdzie można zarobić pieniadze (znaczy się w Chinach) i zrobiło film z odwołaniami do chińskiej kultury. Prawda w tym jest, na tej samej zasadzie nagle wszystkie luksusowe firmy otwierają w Chinach kolejne sklepy i patrzą tylko, jak wejść na rosnący rynek chiński. Liczy się kasa, a tej sporej liczbie Chińczyków nie brakuje. Tak samo pewnie myśleli twórcy filmu o pandzie. I trafili z pomysłem w przysłowiową dziesiątkę.

Zamieszanie wokół filmu wywołały zamieszczane w chińskiej prasie ogłoszenia niejakiego artysty awangardowego, Zhao Bandi, nawołujące do bojkotu filmu. Wypowiedzi tego artysty spowodowały dyskusję (trochę anemiczną, ale to pewnie dopiero początek) o wykorzystywanie przez Zachód chińskich symboli do zarabiania przez ten Zachód pieniędzy.

Problem jest zresztą szerszy, niż dyskutowane wykorzystywanie przez Zachód chińskiej symboliki.

Oto jakiś czas temu do chińskiej opinii publicznej trafiła informacja o utworzeniu klubu milionerów. I co z tego? – pomyśli czytelnik. Ano nic pewnie w tym dziwnego by nie było, w końcu w Chinach milionerzy to spora już grupa, więc i pomysły ekskluzywnych klubów pojawić się musiały, gdyby nie jeden drobny szczegół. Otóż klub na swoją siedzibę wybrał sobie jeden z zabytków chińskiej kultury, a dokładniej jeden z budynków w Muzeum w Zakazanym Mieście. Fakt ten, jak również i ten, że za członkowstwo trzeba było zapłacić 1 milion RMB został ujawniony przez chińskiego dziennikarza i spotkał się z reakcją władz muzeum, które poinformowały jedynie, że nie mają z tym nic wspólnego i to pomysł firmy zarządzającej budynkiem.
 

 

Źródło


   Niedawno trafiłem na opis podobnego przypadku, tym razem w prowincji Hebei, w mieście Chengde. Otóż klub milionera miał powstać w wpisanym w 1984 na listę UNESCO (Lista Światowego Dziedzictwa Kulturowego) pałacu letnim 避暑山庄 (Bìshǔ Shānzhuāng). Po ujawnieniu tej sprawy odpowiedzialne za ogród władze nabrały wody w usta i podały jedynie, że plany powstały bez ich wiedzy. 

Problemy związane z pieniędzmi nie ominęły także jednej z najbardziej znanych chińskich uczelni, uniwersytetu Tsinghua w Pekinie. Publikę rozgrzała informacja o przemianowaniu jednego z uniwersyteckich budynków na ‘Budynek Jeanswest’.
 

 

Źródło

 

Oczywiście za taki sponsoring firma zapłaciła uczelni. Powstało jednak pytanie, czy tak znana uczelnia, która zarabia masę pieniędzy, musi handlować swoim prestiżem i wystawiać na aukcje swoje dobra? O ile znane są przypadki sponsoringu uczelni na świecie przez firmy, czy bogatych darczyńców związanych z nauką, to akurat wybór firmy Jeanswest nic z tym wspólnego nie miał – firma w żaden sposób do tej pory nie angażowała się działania związane z edukacją (Jeanswest to chińska firma produkująca ubrania, głównie zaś jeansy). 

—–

Jak więc widać Chiny mają problem, z którym będą się musiały zmierzyć. Bo wytyczenie granicy między tym, co jest a co nie jest na sprzedaż nigdy nie jest prostym wyborem, szczególnie gdy mowa o dziedzictwie kulturowym.
 

Zapiskowicz
O mnie Zapiskowicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura